Cześć!
Nadeszły święta, karp, kapusta, pierogi. Choinka pachnie w domu. Miła atmosfera, jednak czegos brakuje. Obudziłem się rano w II dzień świąt z chęcią zrobienia czegoś porządnego. I od rana w myślach siedział BMW 1150 GS który spał zamknięty w garażu. Odwiedziłem zatem wierną maszynę, naładowałem akumulator, odpaliłem, przejechałem się po miasteczku, zatankowałem, dolałem oleju. Poprawił się humor 😀
Jednak nie dało mi to spokoju. Jeszcze tego samego dnia spakowałem zestaw małego podróżnika w kufry i nie mówiąc nikomu nic ruszyłem o 3 w nocy w trasę. Noc była w miarę ciepła, 4 stopnie na plusie i drogi czyste.
Po niecałych 500km drogi dojechałem na wschód słońca w Lutowiskach.
Pojechałem dalej, w kierunku Ustrzyk Górnych. Pogoda zaczęła się psuć, bardzo silny wiatr szarpał ciężkim GSem na boki, śnieżyca wisiała w powietrzu.
Senne Ustrzyki Górne, pusto, szaro. Spotkałem kilku znajomych miejscowych, w tym Adamia „Długiego” który znany jest z tego że lał w ryj bez uprzedzenia i łamał ceprom szczęki. „Nie potrzeba noża ani rewolwera, Długi bije pięścią jak jasna cholera”
http://mojebieszczady.blogspot.com/2009/09/zakapiory-bieszczadzkie.html
Mówi że 27 grudnia jeszcze tu motocykla na oczy nie widzieli.
Ruszyłem dalej w kierunku przełęczy Wyżnej. Tam postawiłem krowę pod wiatą i szybko zaatakowałem Małą Rawkę.
Pomysł ten nie był zbyt rozsądny z powodu warunków pogodowych. Wiatr niesamowity, śnieżyca i ziąb. Widoki takie jak widać na zdjęciach. Zmarzłem potwornie ale wiem już jak smakuje Rawka w zimową zawieruchę.
Szybciej się schodziło niż wchodziło, po kilkudziesięciu minutach dotarłem do chatki pod Rawkami i osuszyłem porządnego grzańca. Humor się poprawił, przystąpiłem do montowania śpiochów. Noc okazała się bardzo owocna, przyniosła zmianę pogody.
Rankiem obudziło mnie słońce. O dziwo czyste niebo, ale śniegu tyle nawaliło że myśląc o jeździe motocyklem po takiej ślizgawce powodowała drgawki. No i jeszcze jedno – czy GS zaskoczy po postoju na 15 stopniowym mrozie? Ale po co martwić się na zapas, najpierw Caryńska, a potem się zobaczy 🙂
Po zejściu dokonałem próby odpalenia GSa. A gdzie tam…. rozrusznik ledwo chechła mimo mocnego akumulatora. Olej mineralny 20w50 zamienił się w gęstą glutoplazmę. Nie chciałem mordować akumulatora bo jakby zdechł to koniec. Trzeba było coś wykombinować.
Ale co to dla fachowca – trza iść po rozum do krowy 🙂 Kuchenka turystyczna na której podgrzewałem wino dnia poprzedniego miała jeszcze zapas gazu.
Postawiłem ją pod miską olejową i pełny gaz. 15 minut pokotłowałem uważając czy gdzieś jakies przewody czy gumy się nie topią. Jak już silnik zrobił się ciepły zrobiłem kolejną próbę. Odpalił za trzecim obrotem wału. Żyjemy. Nagrzałem maszynę.
Od przełęczy Wyżnej do Ustrzyków Górnych droga to była jedna wielka ślizgawka. Podpierając się butami zjechałem na pierwszym biegu na dół jakimś cudem. Od Ustrzyków Górnych droga była czysta. Zatem – dupa na buty, garbing z progu, fajeczka i lecimy do domu 🙂
Konsekwencje wycieczki: Simmering w przekładni głównej nie wytrzymał mrozu. Wyciekł cały olej, rozsypało się łożysko, a szczątki koszyczka poszły między tryby niszcząc przekładnie. Koszt uzywanej przekładni – 1000zł. Mimo to uważam że warto było.
Pozdrawiam! SituGS 🙂
Fajna wycieczka, masz co wspominać. Chociaż te 1000zł za naprawę to trochę dużo. Bym się załamał 🙂
By: net_cadm on 23 grudnia 2013
at 11:18
Fakt, trochę dużo.Jednak mając BMW trzeba liczyć się z wydatkami 🙂 Teraz przesiadlem sie na Suzuki DR BIG, troche tańszy w eksploatacji.
By: aga2012 on 11 stycznia 2015
at 13:53